środa, 5 listopada 2014

Rozdział I

- Nie gadaj – burknęła Bonnie, trzymając i niepewnie patrząc na sakiewkę, jakby ta miała zaraz wybuchnąć. Katerina szybko chwyciła ja w rękę, zaczęła oglądać w dłoni. Caroline tylko westchnęła. Kręcąc głową, spojrzała wreszcie na przyjaciółki.
- Oddam je – oznajmiła w końcu Bennett, lecz Katherine prawie zakrztusiła się powietrzem, na jej słowa. Caroline zrobiła wielkie oczy.
- Co? Bonnie… - zaczęła spokojnie Pierce, jednak ta jej przerwała, nie mogąc znieść jej słów. Nie mogła przyjąć tych pieniędzy. Nie mogła. Jest wiele mieszkańców, którzy zasługują na to bardziej od niej. Podniosła rękę, uciszając je obie.
- Biednym. Oddam je biednym – postanowiła twardo. Forbes zacisnęła usta w wąską kreskę, oddychając spokojnie i próbując być opanowaną. Nie rozumiała logiki jej przyjaciółki, ona spełniłaby tą prośbę bez wahania.
- Ale Lord Kol… - specjalnie nie dokończyła. Bonnie spojrzała na nią ponuro, piorunując jednocześnie wzrokiem. Doskonale wiedziała, że pan Mikaelson kazał jej uszyć suknię, ale jeśli tego nie zrobi on się nawet o tym nie dowie, prawda?
- Pan Mikaelson się o tym nie dowie – stwierdziła zimno, patrząc na nie znacząco. Dziewczyny przed nią spojrzały na siebie, ale wiedziały, że jeśli nie obiecają tego Bon będzie im truć do końca życia. Z drugiej jednak strony, przecież to nic złego pójść do krawcowej i poprosić o suknie. Po za tym Lord Kol Mikaelson jest z rodziny królewskiej co oznacza, że prędzej czy później się o tym dowie. Najwyraźniej ich przyjaciółka miała nadzieje, że nigdy.
- Dobrze – oznajmiła powoli Katherine, jakby telepatycznie porozumiewając się myślami z blondynką obok niej. Skrzyżowała za plecami palce, jako jedyna z całej trójki – Obiecuję, że nikomu nie powiem – przeciągała sylaby, czego jednak nie zrobiła Forbes, która ukrywała wielki uśmiech, kiedy spostrzegła co jej przyjaciółka zrobiła.
- Obiecuję – podniosła rękę do serca – że nikomu nie powiem o twojej tajemnicy – jej obietnica była szczera. Wiedziała, że ona nie byłaby wstanie zrobić czegoś takiego Bonnie, jednak Katerina to co innego. Była mistrzynią w obmyślaniu planów. Jeden zawiedzie? Nie szkodzi. Katherine Pierce ma cały alfabet.
- Dobra, a teraz? Co mamy robić? – zapytała Bennett z uśmiechem. Wszystkie trzy spojrzały na siebie, po czym Petrova zaśmiała się nieco strasznie.
- Chyba wracamy – powiedziała, bez przekonania, spoglądając na nie. – W końcu naszą „niby” – zaznaczyła cudzysłów – prace kończymy, kiedy idą spać – wstała niechętnie z ziemi, na której, wszystkie trzy siedziały w kręgu. Otrzepała się z kurzu i spojrzała ponaglająco na dziewczyny. – No dalej! – pogoniła je rozkazującym tonem.
- Nienawidzę go – warknęła Caroline do siebie.
- Lorda Klausa? Wydaje się być całkiem znośny – Katherine uśmiechnęła się złośliwie.
- Bo ty masz Lorda Elijah – syknęła, kiedy wyszły. Jedynie Bonnie siedziała cicho, próbując sobie to wszystko powyjaśniać.
- A ty Bon? Lubisz Lorda Kol’a? – zapytała podchwytliwie Kath, udając niewinnego, lecz w głębi od dawna szukała na to pytanie odpowiedzi.
- Można tak powiedzieć – ucięła, przyśpieszając kroku. W tej chwili Katerina i Caroline spojrzały na siebie rozbawione.


- Nie wiem o czym mówisz, Panie – drżący głos chłopaka, dosłyszałby nawet głuchy. Elijah jak i Kol w jednej chwili spojrzeli na swojego ojca, który niewzruszony siedział na tronie, przyglądając się z pogardą młodzieńcowi. Jedynie Niklaus, który był przyzwyczajony do takich widoków, obojętnie spoglądał na czarnowłosego przed nimi. Esther nerwowo patrzyła to na jej męża, to na chłopaka, jakby mając nadzieję, że niema decyzja zostanie cofnięta, a on sam ujdzie z życiem. Jednak Mikael, nawet nie myślał by zmienić zdanie. Kiwnął głową na dwóch rycerzy, stojących przy drzwiach wejściowych. Obaj ruszyli się z miejsc, już wszyscy wiedzieli co się stanie. Zostanie wtrącony do lochu, gdzie spędzi resztę swojego żywota. Przynajmniej dopóki nie umrze z głodu i pragnienia. Na tym zamku panowały proste i ostre zasady, których musiał przestrzegać każdy bez wyjątków. Jeśli ktoś się temu sprzeciwi – zginie. Cała trójka – Kol, Klaus, Elijah, spojrzała najpierw na nastolatka, po czym każdy z nich skierował wzrok na trzy służące, stojące obok i z niedowierzaniem patrzące na krzyczącego chłopaka, wynoszonego siłą z sali. Najbardziej wstrząśnięta była Caroline, służąca Lorda Klausa. Znała go, bardzo dobrze go znała. Najlepiej z całej trójki. Zawsze mu pomagała. Już miała coś powiedzieć, co zauważyła Rebekah, stojąca nieopodal matki, jednak w porę została, powstrzymana prze Katherine, która od razu skarciła ją wzrokiem i ścisnęła za rękę, za nim ta cokolwiek powiedziała. Zacisnęła szczękę, jednak posłusznie została cicho.
Kiedy ulotniły się z sali tronowej, przystanęły przy drzwiach i upewniły się, że nich ich nie obserwuje.
- To nie do pomyślenia! – odezwała się oburzona Bonnie, mierząc wzrokiem króla, rozmawiającego z jego synami. Obie pokiwały głowami, na znak, że się z tym zgadzają.
- Właśnie. Przecież on był niewinny – zgodziła się Katerina. Rzadko mówiła o kimś dobrze, dlatego kiedy ona mówiła, że ktoś był dobry, to w rzeczywistości taki był. Żałowała, że nie mogła pomóc temu chłopakowi.
- Znam go, jeszcze nigdy nikomu krzywdy nie zrobił – potwierdziła Caroline, patrząc z uwagą na przechodnich, po czym znowu zaczęła mówić – Wątpię, żeby muchę chociaż skrzywdził.
- Najwyraźniej oni mają inne zdanie – Kath kiwnęła dyskretnie na króla, który dochodził już do Esther, mającą wyraz twarzy, jakby co najmniej skazano ją na śmierć. Kiedy miały się już rozejść, zatrzymały się widząc, że księżniczka idzie w ich stronę. Kiedy ją spostrzegły, ukłoniły się nisko, by okazać jej szacunek. Przytaknęła wdzięcznie.
- Witam drogie panie – miała prawie podobny akcent do swojego brata, jednak nadal nie aż tak wyraźny – Widziałam wasze poruszenie, czyżbyście znały tego skazańca? – już sam głos, kiedy Rebekah mówiła o chłopaku zirytował Care, jednak była na tyle rozsądna, że tego nie pokazała.
- Znałyśmy. Nawet bardzo dobrze – potwierdziła Bennett, spoglądając jak złote włosy, opadają jej na ramiona. Były niemal podobne do włosów jej przyjaciółki, która trochę za bardzo przyglądała się Bekah. Na szczęście panna Mikaelson nie zwracała na to uwagi.
- Uważacie, że wyrok jest niesłuszny – stwierdziła, bardziej niż zapytała. Nie przeszkadzało jej to, raczej imponowało. Rzadko kto postawiał się wyrokom jej ojca, mało to, o mały włos, panna Forbes sprzeciwiła się publicznie samemu królowi. Szczęście, że służąca jej brata, w porę ją zatrzymała.
- Możliwe – odpowiedziała szczerze Katherine, trochę niespokojna. Co jeśli córka króla, chce je wsypać? Wszystkie będą mieć wtedy przechlapane. Bekah pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Tylko to chciałam wiedzieć – powiedziała oschle. Kiedy odchodziła, dziewczęta ukłoniły się i jedynie Caroline wywróciła oczami. Nigdy nie lubiła córki króla. Dla niej Rebekah była zbyt pewna siebie. Bonnie spojrzała na przyjaciółki, szturchając Kath.
- Idą – wyszeptała, na co Pierce uśmiechnęła się pod nosem. – Ani mi się waż – ostrzegła, widząc jej wyraz twarzy. Forbes westchnęła, ale  odwróciła wzrok od synów Mikael’a, patrząc jak dziewczyny kłócą się szeptem. Pewnie dawno zapomniały o tym, że Mikaelsonowie się zbliżają.
- Panno Bennett – mulatka zacisnęła zęby i za nim się odwróciła, rzuciła jeszcze raz ostrzegawcze spojrzenie w stronę Kateriny. Ta tylko uniosła kąciki ust i spojrzała na swojego pana. Wszystkie trzy ukłoniły się.
- Zobaczymy się później – mruknęła Bonnie, po czym unikając spojrzenia chłopaka, poszła za nim.
Niklaus zaśmiał się pod nosem, po czym rzucił okiem na brata.
- Współczuję Pannie Bennett, jednak czy nie zachowuję się trochę… - Klaus spojrzał na jej przyjaciółki – dziwnie? – zapytał.
- Podobno nasz brat, ją o coś prosił… - Elijah zawahał się. Caroline spojrzała nerwowo w dół, wiedząc już o co chodzi. Bracia Mikaelson próbowali dowiedzieć się prawdy, gdyż posłuchali Kol’a. Brat chciał wiedzieć czy jego służąca faktycznie uszyła kreację o której mówił.
- O suknie – dokończył Niklaus, wracając wzrokiem do Katherine.
- Katerino – zaczął Elijah – Czy panna Bennett zrobiła to co Lord Kol jej kazał? – zapytał spokojnie. Elijah potrafił zachować powagę w każdej sytuacji i najczęściej ten jego spokój płoszył ludzi. Jego aura kusiła i każdy chciał mu się zwierzyć. Dziewczyny przed nim nie były wyjątkami.
- Nie, Panie – odpowiedziała udając smutek – Jednak moja przyjaciółka nie chciała by Lord Kol się o tym dowiedział – Care rzuciła jej zdumione spojrzenie. Nie wierzyła, że Pierce potrafi tak dobrze kłamać w obecności dwóch osób z rodziny królewskiej.
- Rozumiemy to w zupełności – oznajmił Klaus trochę za chłodno, czym został skarcony przez brata. – Oczywiście nie zdradzimy tej tajemnicy, prawda bracie? – skierował pytanie do Elijah’y.
- Oczywiście, Niklaus – zgodził się. – Katerino? – dziewczyna skinęła głową, rzucając rozbawione spojrzenie Caroline, która przeklęła dzień w którym została służącą. Szatynka oddaliła się w towarzystwie swojego pana.

- Katerino? – zawołał Elijah, chwytając swój miecz i w dłoni oglądając go ze wszystkich stron, jakby doszukując się jakiejś skazy na połyskującym żelazie.
Dziewczyna odłożyła rzecz, którą oglądała i weszła do komnaty, po chwili patrząc na Lorda i czekając na ewentualne rozkazy.
- Tak, Panie? – czasami to samo zdanie tak irytowało Pierce, że miała ochotę walnąć się z liścia w twarz. Im bardziej jednak korzystała z niego, niemal wypowiadała to machinalnie. Automatycznie, tak naprawdę.
- Dlaczego panienka Bennett, nie zrobiła tego, o co prosił ją Lord Kol? – zapytał zaciekawiony, po kilku sekundach odkładając miecz na miejsce i spoglądając na Katerinę, która zawahała się nim odpowiedziała.
- Obiecałam, że nie powiem, Panie – powiedziała w końcu, schylając delikatnie głowę i wpatrując się przez chwilę w ziemię. Jeśli Bonnie dowie się o tym to chyba ją zabije. Jak nie gorzej, oby się nie dowiedziała.
- Rozumiem – Elijah westchnął. Chciał wiedzieć dlaczego ta dziewczyna była taka… Tajemnicza i nigdy prawie się nie odzywała. Była całkowitym przeciwieństwem Kateriny. Służąca miała niezły temperament i własne zdanie, które często wypowiadała. Niebyło dnia ani nocy, żeby Elijah nie zastanawiał się jak ona to robi. Jest sobą i nie wstydzi się tego.
- Ale ona po prostu taka jest – stwierdziła po chwili – To znaczy, nie jest za bardzo przyzwyczajona do tego, że ktoś się nią specjalnie interesuje, Panie – poprawiła się w samą porę.
- Lord Kol nie interesuje się panną Bennett – oznajmił od razu Elijah, choć w głębi wiedział, że coś jest na rzeczy. Prawdopodobnie jest to spowodowane ciągłym spędzaniem czasu z Rebeką i Niklaus’em, którzy wprost  uwielbiali denerwować Kol’a różnymi zaczepkami. Najczęstszym tematem jednak była Bonnie Bennett – służąca jego brata.    
- Nie o to chodzi, Panie – Katherine cicho się zaśmiała i nie zamierzała wyprowadzać go z błędu. – Moja przyjaciółka uważa, że inni zasługują na to bardziej – wyjaśniła pogodnie.
Elijah westchnął po raz kolejny i głęboko się zamyślił.


Bonnie nie bardzo wiedziała co knuła jej przyjaciółka, ale przeczuwała, że nic dobrego. Kiedy Katherine chciała potrafiła być naprawdę przebiegła. Ale to nie było największym problemem Bennett, większym było udawanie przed swoim panem, że zrobiło się to co kazał. Lord Kol miał jedną wspólną cechę z panienką Pierce, mianowicie – kiedy chciał coś wiedzieć, dowiadywał się za wszelką cenę.
Mulatka poprawiła swoją poszarzałą już suknię i zajęła się odkurzaniem komód w komnacie Mikaelson’a, kiedy on w tym samym czasie rozmawiał ze swoją siostrą. Wydawali się być tacy pogrążeni w rozmowie, że zupełnie nie zwracali uwagi na służącą, która przez cały czas robiła to co do niej należało. W pewnej chwili blondynka odwróciła się w stronę dziewczyny i zmierzyła ją wzrokiem.
- Bonnie Bennett? – zapytała, na co brunetka odwróciła się. Była lekko przerażona perspektywą rozmawiania z samą księżniczką. Co innego z własnym panem, którego można powiedzieć znała.
- Tak, Pani? – ukłoniła się, przerywając czynność, którą zawsze wykonywała z przyjemnością. To znaczy, trzeba czerpać przyjemność z pracy jaką się wykonuje, prawda? Rebekah skinęła jej głową. Ten sam gest od lat.
Kol przyglądał się obu dziewczynom, ale wiedział, że jego służąca nie jest zadowolona faktem iż musi mówić z jego siostrą. Nawet w tej sytuacji widział, że się nie lubią, choć obydwie to ukrywały. Lub nie wiedziały o tym.
- Służysz u mojego brata – mówiła wyniośle, choć z delikatnym uśmiechem – ale on chyba nie obrazi się, jeśli cię porwę na chwilę lub dwie, prawda Kol? – spytała, kierując wzrok na brata, który odwzajemnił uśmiech. Bonnie był ciekawa czy tylko ona dostrzegła, że jest trochę sztuczny.
- Oczywiście, że nie – dopóki nie spojrzał na przerażoną twarz dziewczyny, która mówiła sama za siebie. Zrezygnowana schyliła twarz, wiedząc, że teraz to czeka ją istne piekło, jednak kiedy panna Mikaelson była przy drzwiach, zatrzymał ją jednym zdaniem – Jednak panienka Bennett jest mi teraz potrzebna i nie może ci pomóc. – oznajmił udając smutek.
Dziewczyna spojrzała na swojego pana, po czym na kamienną twarz Rebekhi. Teraz była pewna, że księżniczka jest zła, ale odpuściła.
- Rozumiem – powiedziała ostro, nie zaszczycając mulatki nawet jednym spojrzeniem – Może Elijah będzie skłonny…pożyczyć mi swoją służącą – oświadczyła oschle i odwróciła się na pięcie. Bonnie zastanowiła się i wreszcie przypomniała sobie, że przecież służąca blondynki jest poza miastem. Odetchnęła z ulgą i wróciła do sprzątania.
- Współczuję Katherine i Caroline – mruknęła z uśmiechem. Kol stał trochę w miejscu, po czym spojrzał na Bennett.
- Nie ma za co – powiedział do niej, na co ona odwróciła się i spojrzała z wdzięcznością na szatyna.
- Dziękuję – ukłoniła się trzymając suknie.
- Też im współczuję, ale… - wziął do ręki miecz - …wątpię by Bekah chciała wziąć pannę Pierce, obie szczerze się nienawidzą. – powiedział.
- Racja, Panie – przyznała, na co chłopak wywrócił oczami. Przyjdzie czas, kiedy przestaniesz mnie tak nazywać… - pomyślał. Na chwilę zatrzymał wzrok na dziewczynie, po czym odwracając się i udając, że robi coś z mieczem, zapytał.
- Panno Bennett… - zaczął – Czy byłaś już u krawcowej? – zapytał z chytrym uśmieszkiem. Dziewczyna przerwała czynność, odwracając się do Lorda.
- Tak, Panie – skłamała, jednak nie była w stanie dostrzec jego wyrazu twarzy – Byłam.


Caroline spotkała się z resztą dziewczyn na dworcu. Spojrzała na nie z uśmiechem, po czym zerknęła dyskretnie na chłopaków, którzy pogrążeni byli w rozmowie. Szturchnęła ramieniem Katerinę, która jak zaczarowana wpatrywała się w kwiat, który trzymała w ręce.
- Co? – spytała nieobecna, a po chwili poczuła jak dwie pary oczu, wpatrują się w nią przenikliwie. Oderwała bardzo niechętnie wzrok od kwiecia i spojrzała na przyjaciółki.
- Rzucili na ciebie urok? – zapytała rozbawiona Care, która jako jedyna z grupy, próbowała podtrzymać rozmowę. Miała dość spędzania czasu z Lordem Klausem, a to, że Kath i Bon są nieobecne duchem, bardzo ją denerwowało. Wręcz miała tego po dziurki w nosie.
- Nie, po prostu… - zerknęła na rzecz w ręku - …ten kwiat. Jest taki, hmm…Magiczny – Pierce mówiła jakby bezsensu, ale Bonnie nie zwracała na to uwagi. Wyrwała jej kwiat z ręki i zdeptała, co wywołało zdziwienie na twarzy dziewczyn.
- Hej! Dlaczego to zrobiłaś!? – zapytała zła Katherine, patrząc z wyrzutem na mulatkę, to na kwiatek. Bennett spojrzała na nią również trochę zła.
- To był narcyz. – oznajmiła – Zdradziecki kwiat, pamiętasz?
- Bon, chyba nie wierzysz w takie zabobony? – spytała oburzona, na co ona pokręciła głową i odwróciła od niej wzrok. Może i wierzyła, ale ze względu na to jak ją wychowano.
Niewiasty spostrzegły, że trzej mężczyźni przestali rozmawiać i zmierzają ku nim. Bonnie nerwowo spojrzała na ziemię i kiedy Lordowie do nich doszli, wszystkie się ukłoniły. Teraz robiły to z przyzwyczajenia.
- Więc nasza siostra jednak was nie porwała? – spytał Klaus, patrząc na wszystkie po kolei. Udało mu się jakoś zatrzymać Caroline, wykręcając się tym, że panienka ma do zrobienia kilka rzeczy, nie wiedział jednak jak wykręciła się reszta grupy.
- Nie, Panie – odparły jednocześnie Katherine i Bonnie, po chwili rozbawione spoglądając na siebie. Założyły ręce do tyłu.
- Czyli nasza siostra nie będzie miała dziś humoru – powiedział z nie małym uśmieszkiem, spoglądając na coś za dziewczętami. Nie minęła chwila, a jakaś z dziewczynek podbiegła do Bonnie, wywołując jej niemałe zdziwienie. Pociągnęła ją za sukienkę, jakby prosząc by za nią poszła. Bennett spojrzała na swojego Pana błagalnie, na co on kiwnął głową, na znak zgody. Dziewczyna oddaliła się  razem z dzieckiem, a Caroline rzuciła zdziwione spojrzenie Katherine, która dziwie spoglądała na oddalające się niewiasty.
- To córka Ayanny – powiedziała, odrywając wzrok od służących – O co jej chodzi?
- Właśnie – Caroline zupełnie nie zwracała uwagi na Mikaelsonów, którzy przyglądali się im i słuchali ich wymiany zdań.
- Może coś się stało? – zaproponowała Petrova, na co Care zwróciła na nią wzrok – Ayanna jest kuzynka babci Bon – stwierdziła zaniepokojona. Forbes jak na rozkaz ruszyła w ich kierunku, ale Kath w porę ją zatrzymała.
- Puść. Muszę się tego dowiedzieć – mówiła zdeterminowana.
- Jeśli Bonnie, będzie chciała nam powiedzieć, to powie – powiedziała dość pewnym głosem, na co Caroline wytrzeszczyła oczy i spojrzała na nią jak na wariatkę. Czy ona nie rozumiała, że Bon taka nie jest. Jeśli coś się stało zatrzyma to dla siebie i Bóg wie, kiedy to z siebie wydusi. Jednak Care westchnęła i wyszarpała rękę, stając i patrząc na dwie dziewczyny.
- Caroline, kto to był? – zwrócił się Lord Kol do blondynki, która dopiero po tym pytaniu zorientowała się jaka gafę popełniła. Pacnęła się otwartą dłonią w twarz, po czym wzięła głęboki wdech.
- To była kuzynka, mojej drogiej przyjaciółki, Panie - za Forbes odpowiedziała Katherine, która zauważyła, że Caroline nie da rady odpowiedzieć. Po chwili Bonnie wróciła, ale jakaś bardziej zgaszona. Posłała ostrzegawcze spojrzenia Kath i Care, po czym spojrzała na trzech mężczyzn gapiących się na nią. Postanowiła ich ignorować, choć nienawidziła być w centrum uwagi. To było dla niej niezręczne.
- Czego ona od ciebie chciała, Bon? – zapytała w końcu Caroline, po czym została skarcona wzrokiem przez Katerinę. Bennett uśmiechnęła się słabo. Zauważyła, że trzej Lordowie odeszli trochę dalej, dając niewiastom trochę prywatności.
- Nic ważnego – powiedziała łamiącym głosem, po czym wzięła wdech i wydech i kilkakrotnie zamrugała by nie pozwolić spłynąć łzom po policzkach. – Naprawdę – próbowała je przekonać. Nie chciała zacząć płakać, nie przy braciach Mikaelson. Caroline spojrzała na nią współczująco, po czym podeszła i przytuliła mocno mulatkę, próbując trochę uspokoić. Pierce ukradkiem zerknęła na Elijah, który rozmawiał z resztą lordów, najwyraźniej widząc całe zajście. Próbował utrzymać uwagę chłopaków na sobie, widząc spojrzenie dziewczyny.
- Hej, Bon nie płacz – powiedziała w miarę cicho – Oni zaraz tu przyjdą.
Służące oderwały się od siebie w samą porę.
- Panienko Katerino – Elijah zawołał swoją służącą, po czym wraz z nią oddalił się. Bonnie zauważyła, że na balkonie stoi księżniczka. Prawdopodobnie cały czas je obserwowała. Forbes również tam spojrzała, ale nie bardzo przejęła się Rebeką. Miała ją przysłowiowo gdzieś i nic nie mogło zmienić jej zdania. Uśmiechnęła się do przyjaciółki pokrzepiająco.
- Klaus, czy tylko mi się wydaje czy Bekah faktycznie nie ma dziś humoru? – spytał rozbawiony, po czym uśmiechnął się do Bennett.
- Nie wiem, Kol – westchnął – Już straciłem ochotę na rozszyfrowywanie jej nastroju – powiedział, po czym zwrócił się do służących – Panno Forbes, Bennett. Możecie odejść, w razie czego wezwiemy was – powiedział ruszając wraz z bratem w stronę stajni. Ewnie będą teraz robić to co codziennie. Jeździć na koniach, walczyć mieczami… Dziewczyny znały ich plan dnia prawie, że na pamięć.
- Chodź Care – chwyciła ją za rękę i pociągnęła w stronę zamku.


Kiedy Kol po raz kolejny nie zdołał uchylić się przed ciosem, Klaus musiał przyznać, że coś z nim nie tak. Przecież Kol od zawsze był jednym z najlepszych rycerzy władających mieczem.
- Jesteś rozkojarzony, bracie – zaśmiał się Niklaus – Czyżby ktoś aż tak zawrócił ci w głowie? – spytał pomagając mu wstać. Kol potrząsnął głową przecząc. Nie umiał się skupić bo ciągle w głowie miał słowa Bonnie. „Byłam…”. Teraz wiedział, że kłamała, ale nie potrafił odgadnąć dlaczego. Miał nadzieję, że może Klaus lub Elijah się dowiedzą, ale nie.
- Po prostu jestem zmęczony i tyle – wykręcił się, po czym przygotował miecz choć przeczuwał, że znowu jego brat wygra. Nie mylił się. Po raz kolejny upadł na ziemię, tym razem wywołując czyjś śmiech. Warknął pod nosem i spojrzał na… Rebekhę? Podniósł się w błyskawicznym tempie.
- Już to widzę – prychnęła unosząc długaśną suknie do góry i podchodząc do swoich braci.
- Jesteś tu w konkretnym celu czy tylko po to by mnie denerwować? – zapytał złośliwie, podnosząc z trawy miecz i chowając go do pochwy. Blondynka westchnęła i omiotła ich spojrzeniem.
- Przyszłam by dowiedzieć się, kiedy wreszcie przyjdziecie do zamku? – spytała zirytowana, nadal trzymając suknie. – Matka musi wam coś powiedzieć – oznajmiła po sekundzie. Klaus również schował miecz i ruszył za odchodząc już siostrą. To samo uczynił najmłodszy Mikaelson, choć nie był zadowolony faktem, że idzie na spotkanie ze swoja matką.


Bennett zjadła wszystko co było na talerzu i czekała aż Caroline skończy swój posiłek. Oparła się o krzesło i upiła łyk wody, którą miała postawioną przed nosem.  Nie odważyła się jednak spojrzeć w drugą stronę by nie patrzeć na Finn’a – najstarszego z Mikaelsonów. Przy jego boku zawsze dało się zobaczyć rudowłosą kobietę, której Bon nie znała imienia. Wiedziała tylko, że od zawsze była przy nim i uśmiechała się najszczerzej ze wszystkich dam na tym dworze. W gruncie rzeczy mulatka bardzo ją polubiła, choć nigdy nie zamieniła z nią choćby zdania. W pewnej chwili zaważyła, że od jakiegoś czasu nie może się ogarnąć. Ciągle miała mętlik w głowie i nawet Care potrafiła bardziej pozbierać myśli od niej.
- Więc, co od ciebie chciała Diana? – zapytała, kiedy skończyła jeść Caroline, mając na myśli córeczkę Ayanny. Bon niechętnie odezwała się, wiedząc, że jeśli nie powie prawdy dziewczyna będzie ją nękać do końca życia.
- Powiedziała, że moja babcia czuje się coraz gorzej – wzruszyła ramionami – I potrzebuje więcej opieki niż kiedyś – dorzuciła smutna. Nawet jeśli by chciała, to nie może jej tego dać. Cały czas była w zamku i tylko noce spędzała w domu.
- Może poproś Lorda Kol’a by dał ci więcej czasu wolnego – zaproponowała przejęta. Uwielbiała przebywać z babcią przyjaciółki. Sheila Bennett była zawsze bardzo uprzejma dla niej i Katherine, uwielbiała opowiadać różne historię. Najbardziej uwielbiała bajkę o zamku Avalon i Camelocie…
- Przecież wiesz jacy oni są – westchnęła przygnębiona. Zaczęły więc rozmawiać na inny temat. Nie bardzo więc zwracały uwagę na innych gości w jadalni. Nie zauważyły też, kiedy rudowłosa dziewczyna podeszła do nich i usiała kolo Bennett. Trąciła ją lekko ręką i w ten sposób zwróciła na siebie uwagę. Dziewczyny miały wstać i oddać jej pokłon, kiedy ona zatrzymała je ręką i z uśmiechem zaczęła mówić.
- Dziewczyny, nie, proszę – zaśmiała się serdecznie. – Nie jestem księżniczką byście mnie tak traktowały – powiedziała skromnie, po czym upiła łyka wina.
- Ależ jesteś z Lordem Finn’em, Pani – zdziwiła się Caroline, która była o dziwo mniej zdumiona jej nagłym przybyciem.
- Bycie z Finn’em nie robi ze mnie kogoś ważnego – dama poczuła się trochę urażona, ale po chwili znowu z uśmiechem i iskierkami w oczach zwróciła się do obu piękności – Proszę mówcie mi Sage.
Służące musiały przyznać, że imię dziewczyny było wyjątkowe. Idealnie pasowało do jej wyglądu i gdyby przyjrzeć się bliżej także charakteru. Caroline zazdrościła jej urody i ubioru. Sage miała piękne i bujne rude włosy i ubrana była zawsze w ciemnoczerwone suknie lub ciemnopomarańczowe. Na dworze każdy ją uwielbiał i obdarzał szacunkiem. Nic dziwnego, że Lord Finn się w niej zakochał. Niejedni oglądali się za nią i uśmiechali na sam jej widok.
- Myślałam, że jesteś jak reszta – powiedziała Bonnie, ciesząc się, że jest jakaś osoba do której nie musi mówić „Pan” lub „Pani”.
- Ja też – przytaknęła Forbes.
- Cieszę się, że was zaskoczyłam – odpowiedziała uśmiechem – Właściwie jestem tu w pewnej sprawie – powiedziała trochę zawstydzona.
- Jakiej? – dopytywała zaciekawiona Caroline i popatrzyła znacząco na przyjaciółkę
- Potrzebuję pomocy w przygotowaniu przyjęcia – zaczęła – Królowa prosiła by było huczne.
- Ale dla kogo to przyjęcie? – spytała Bonnie.
- Dla księżniczki Rebekhi Mikaelson, ma urodziny w przyszłym tygodniu – poinformowała Sage z zakłopotaniem. Dziewczyny już chciały się nie zgodzić, ale nie mogły wydusić tego słowa. Oczy Sage błagalnie na nie spoglądały i jedyne co mogły powiedzieć to…
- Pomożemy ci. Uwielbiam organizować przyjęcia – zaoferowała się Caroline, po czym Bonnie oznajmiła, że i tak nie ma nic innego do roboty.
- Dziękuję – powiedziała z uśmiechem, po czym spojrzała na drzwi. Nagle rozległy się głosy i wrota odtworzyły się z hukiem…
___________________________________

Zdaje mi się, że wszystko źle napisałam :( Proszę o szczere opinię. Btw, czy kiedyś rósł wam ząb mądrości? Bo mi rośnie i nie wiem czy to dobrze czy źle. Więc tak, jeśli czegoś nie zrozumieliście napiszcie.
Pozdrawiam 
Julia <3

niedziela, 12 października 2014

Prolog

- Tak Panie? – powiedziała chcąc już odejść. Spojrzał na nią rozbawiony i kiedy chciała się ukłonić, złapał ją za ramiona, powstrzymując. Zdziwiła się i schyliła głowę. Kiedy z była z nim sama, płoszyła się – Życzysz sobie czegoś jeszcze? – zapytała.
- Właściwie…Tak – uśmiechnął się przebiegle – Przestań nazywać mnie „Panem” – rozkazał, na co dziewczyna spojrzała na niego nerwowo.
- Obawiam się, że jest to niemożliwe, Panie – na jej szczęście, głos jej się ani razu nie załamał. Westchnął zirytowany jej uparciem.
- Bonnie…
- Jestem służącą, nie wolno mi się odzywać inaczej do ludzi, tak wysokiego statusu, Panie – oznajmiła trochę smutno, próbując zakryć emocje. Jednak on jak zawsze potrafił ją odszyfrować. Widział, że nie bardzo dumna jest ze swojej pozycji.
- Rozumiem – oświadczył – Jednak… - wcisnął w jej rękę kilka woreczków pełnych denarów i z uśmiechem patrzył na jej jeszcze bardziej zdziwioną twarz -… proszę byś poszła do krawcowej i poprosiła ją by uszyła ci piękną suknię, na mój rozkaz, dobrze? – otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła, nie mogąc nic z siebie wykrztusić, więc tylko pokiwała głową, na znak zgody – Możesz odejść.
Zamrugała kilkakrotnie, po czym skłoniła się i wyszła z jego komnaty


- Czy pragniesz czegoś jeszcze, Panie? – zapytała blondynka, jak zwykle uśmiechnięta.  Blondyn spojrzał na nią i spojrzał w jej oczy. Miały błękitną barwę. Jej ubranie nie było, takie jakie u prawdziwych dam, oczekiwano. Nie mniej, wyglądy na tym zamku jak szmaty.
- Nie, Caroline. Myślę, że to wszystko.  – oznajmił, po chwili.
- Czy mogę zatem już odejść? - zapytała ponownie, przypatrując się jak mężczyzna zdejmuje pas z mieczem. Mimo wszystko oderwała od niego wzrok i spojrzała na okno, wyczekując odpowiedzi.
- Tak, tylko upewnij się, że nikt cię czasem nie śledzi – ostrzegł, na co dziewczyna w myślach, prychnęła. Wyszła wcześniej się kłaniając. Nienawidziła, tych jego zaczepek. „Uważaj” i tym podobnych.


- Katerino? – dziewczyna skrzywiła się na dźwięk swojego prawdziwego imienia. Nie lubiła kiedy ktokolwiek ją tak nazywał. Dawno zmieniła imię, nie rozumiała dlaczego nikt nie może tego uszanować.
- Tak Panie? – Katherine, wstała z ziemi i spojrzała na mężczyznę.
- Byłaś ostatnio u mojego brata? – spytał ciekawy. Służąca zdziwiła się i pokręciła głową. Zastanowiła się jednak przez chwilę, patrząc w podłogę. Wzruszyła ramionami.
- U lorda Klausa czy lorda Kol’a? - spytała, chcąc się upewnić. Małe prawdopodobieństwo, że chodziło o lorda Finn’a. Od kiedy pamiętała, brat mężczyzny jeszcze nigdy nie był tematem poruszanym przez niego. Nawet jego młodsi bracia o niego nie pytali. Wszystkie trzy, Caroline, ona i Bonnie były służącymi na dworze króla Mikaelsona oraz przyjaźniły się od małego. Wiedziały o wszystkim.
- A byłaś u któregoś? – zapytał ściągając koszulę i kładąc ja na komodzie. Dziewczyna szybko się odwróciła. Nie wypadało by gapić się na swojego pana. Nawet ona to wiedziała.
- Nie, Panie – odpowiedziała – Czy mogę odejść?
- Oczywiście Katerino – odparł. Ciemnowłosa ukłoniła się i szybko zniknęła.

Nowy Rozdział...

Nowy rozdział pojawi się nie wiadomo kiedy, ale na pewno się pojawi :)
Pozdrawiam
Julia (16.12.14)