- Nie gadaj – burknęła
Bonnie, trzymając i niepewnie patrząc na sakiewkę, jakby ta miała zaraz
wybuchnąć. Katerina szybko chwyciła ja w rękę, zaczęła oglądać w dłoni.
Caroline tylko westchnęła. Kręcąc głową, spojrzała wreszcie na przyjaciółki.
- Oddam je – oznajmiła
w końcu Bennett, lecz Katherine prawie zakrztusiła się powietrzem, na jej
słowa. Caroline zrobiła wielkie oczy.
- Co? Bonnie… -
zaczęła spokojnie Pierce, jednak ta jej przerwała, nie mogąc znieść jej słów.
Nie mogła przyjąć tych pieniędzy. Nie mogła. Jest wiele mieszkańców, którzy zasługują
na to bardziej od niej. Podniosła rękę, uciszając je obie.
- Biednym. Oddam je
biednym – postanowiła twardo. Forbes zacisnęła usta w wąską kreskę, oddychając
spokojnie i próbując być opanowaną. Nie rozumiała logiki jej przyjaciółki, ona
spełniłaby tą prośbę bez wahania.
- Ale Lord Kol… -
specjalnie nie dokończyła. Bonnie spojrzała na nią ponuro, piorunując
jednocześnie wzrokiem. Doskonale wiedziała, że pan Mikaelson kazał jej uszyć
suknię, ale jeśli tego nie zrobi on się nawet o tym nie dowie, prawda?
- Pan Mikaelson się o
tym nie dowie – stwierdziła zimno, patrząc na nie znacząco. Dziewczyny przed
nią spojrzały na siebie, ale wiedziały, że jeśli nie obiecają tego Bon będzie
im truć do końca życia. Z drugiej jednak strony, przecież to nic złego pójść do
krawcowej i poprosić o suknie. Po za tym Lord Kol Mikaelson jest z rodziny
królewskiej co oznacza, że prędzej czy później się o tym dowie. Najwyraźniej
ich przyjaciółka miała nadzieje, że nigdy.
- Dobrze – oznajmiła
powoli Katherine, jakby telepatycznie porozumiewając się myślami z blondynką
obok niej. Skrzyżowała za plecami palce, jako jedyna z całej trójki – Obiecuję,
że nikomu nie powiem – przeciągała sylaby, czego jednak nie zrobiła Forbes,
która ukrywała wielki uśmiech, kiedy spostrzegła co jej przyjaciółka zrobiła.
- Obiecuję – podniosła
rękę do serca – że nikomu nie powiem o twojej tajemnicy – jej obietnica była
szczera. Wiedziała, że ona nie byłaby wstanie zrobić czegoś takiego Bonnie,
jednak Katerina to co innego. Była mistrzynią w obmyślaniu planów. Jeden
zawiedzie? Nie szkodzi. Katherine Pierce ma cały alfabet.
- Dobra, a teraz? Co
mamy robić? – zapytała Bennett z uśmiechem. Wszystkie trzy spojrzały na siebie,
po czym Petrova zaśmiała się nieco strasznie.
- Chyba wracamy –
powiedziała, bez przekonania, spoglądając na nie. – W końcu naszą „niby” –
zaznaczyła cudzysłów – prace kończymy, kiedy idą spać – wstała niechętnie z
ziemi, na której, wszystkie trzy siedziały w kręgu. Otrzepała się z kurzu i
spojrzała ponaglająco na dziewczyny. – No dalej! – pogoniła je rozkazującym
tonem.
- Nienawidzę go –
warknęła Caroline do siebie.
- Lorda Klausa? Wydaje
się być całkiem znośny – Katherine uśmiechnęła się złośliwie.
- Bo ty masz Lorda
Elijah – syknęła, kiedy wyszły. Jedynie Bonnie siedziała cicho, próbując sobie
to wszystko powyjaśniać.
- A ty Bon? Lubisz
Lorda Kol’a? – zapytała podchwytliwie Kath, udając niewinnego, lecz w głębi od
dawna szukała na to pytanie odpowiedzi.
- Można tak powiedzieć
– ucięła, przyśpieszając kroku. W tej chwili Katerina i Caroline spojrzały na
siebie rozbawione.
- Nie wiem o czym
mówisz, Panie – drżący głos chłopaka, dosłyszałby nawet głuchy. Elijah jak i
Kol w jednej chwili spojrzeli na swojego ojca, który niewzruszony siedział na
tronie, przyglądając się z pogardą młodzieńcowi. Jedynie Niklaus, który był
przyzwyczajony do takich widoków, obojętnie spoglądał na czarnowłosego przed
nimi. Esther nerwowo patrzyła to na jej męża, to na chłopaka, jakby mając
nadzieję, że niema decyzja zostanie cofnięta, a on sam ujdzie z życiem. Jednak
Mikael, nawet nie myślał by zmienić zdanie. Kiwnął głową na dwóch rycerzy,
stojących przy drzwiach wejściowych. Obaj ruszyli się z miejsc, już wszyscy
wiedzieli co się stanie. Zostanie wtrącony do lochu, gdzie spędzi resztę
swojego żywota. Przynajmniej dopóki nie umrze z głodu i pragnienia. Na tym
zamku panowały proste i ostre zasady, których musiał przestrzegać każdy bez
wyjątków. Jeśli ktoś się temu sprzeciwi – zginie. Cała trójka – Kol, Klaus,
Elijah, spojrzała najpierw na nastolatka, po czym każdy z nich skierował wzrok
na trzy służące, stojące obok i z niedowierzaniem patrzące na krzyczącego
chłopaka, wynoszonego siłą z sali. Najbardziej wstrząśnięta była Caroline,
służąca Lorda Klausa. Znała go, bardzo dobrze go znała. Najlepiej z całej trójki.
Zawsze mu pomagała. Już miała coś powiedzieć, co zauważyła Rebekah, stojąca
nieopodal matki, jednak w porę została, powstrzymana prze Katherine, która od
razu skarciła ją wzrokiem i ścisnęła za rękę, za nim ta cokolwiek powiedziała.
Zacisnęła szczękę, jednak posłusznie została cicho.
Kiedy ulotniły się z
sali tronowej, przystanęły przy drzwiach i upewniły się, że nich ich nie
obserwuje.
- To nie do
pomyślenia! – odezwała się oburzona Bonnie, mierząc wzrokiem króla,
rozmawiającego z jego synami. Obie pokiwały głowami, na znak, że się z tym
zgadzają.
- Właśnie. Przecież on
był niewinny – zgodziła się Katerina. Rzadko mówiła o kimś dobrze, dlatego
kiedy ona mówiła, że ktoś był dobry, to w rzeczywistości taki był. Żałowała, że
nie mogła pomóc temu chłopakowi.
- Znam go, jeszcze
nigdy nikomu krzywdy nie zrobił – potwierdziła Caroline, patrząc z uwagą na
przechodnich, po czym znowu zaczęła mówić – Wątpię, żeby muchę chociaż
skrzywdził.
- Najwyraźniej oni
mają inne zdanie – Kath kiwnęła dyskretnie na króla, który dochodził już do
Esther, mającą wyraz twarzy, jakby co najmniej skazano ją na śmierć. Kiedy
miały się już rozejść, zatrzymały się widząc, że księżniczka idzie w ich
stronę. Kiedy ją spostrzegły, ukłoniły się nisko, by okazać jej szacunek.
Przytaknęła wdzięcznie.
- Witam drogie panie –
miała prawie podobny akcent do swojego brata, jednak nadal nie aż tak wyraźny –
Widziałam wasze poruszenie, czyżbyście znały tego skazańca? – już sam głos,
kiedy Rebekah mówiła o chłopaku zirytował Care, jednak była na tyle rozsądna,
że tego nie pokazała.
- Znałyśmy. Nawet
bardzo dobrze – potwierdziła Bennett, spoglądając jak złote włosy, opadają jej
na ramiona. Były niemal podobne do włosów jej przyjaciółki, która trochę za
bardzo przyglądała się Bekah. Na szczęście panna Mikaelson nie zwracała na to
uwagi.
- Uważacie, że wyrok
jest niesłuszny – stwierdziła, bardziej niż zapytała. Nie przeszkadzało jej to,
raczej imponowało. Rzadko kto postawiał się wyrokom jej ojca, mało to, o mały
włos, panna Forbes sprzeciwiła się publicznie samemu królowi. Szczęście, że
służąca jej brata, w porę ją zatrzymała.
- Możliwe –
odpowiedziała szczerze Katherine, trochę niespokojna. Co jeśli córka króla,
chce je wsypać? Wszystkie będą mieć wtedy przechlapane. Bekah pokiwała ze
zrozumieniem głową.
- Tylko to chciałam
wiedzieć – powiedziała oschle. Kiedy odchodziła, dziewczęta ukłoniły się i
jedynie Caroline wywróciła oczami. Nigdy nie lubiła córki króla. Dla niej
Rebekah była zbyt pewna siebie. Bonnie spojrzała na przyjaciółki, szturchając Kath.
- Idą – wyszeptała, na
co Pierce uśmiechnęła się pod nosem. – Ani mi się waż – ostrzegła, widząc jej
wyraz twarzy. Forbes westchnęła, ale
odwróciła wzrok od synów Mikael’a, patrząc jak dziewczyny kłócą się
szeptem. Pewnie dawno zapomniały o tym, że Mikaelsonowie się zbliżają.
- Panno Bennett –
mulatka zacisnęła zęby i za nim się odwróciła, rzuciła jeszcze raz ostrzegawcze
spojrzenie w stronę Kateriny. Ta tylko uniosła kąciki ust i spojrzała na
swojego pana. Wszystkie trzy ukłoniły się.
- Zobaczymy się
później – mruknęła Bonnie, po czym unikając spojrzenia chłopaka, poszła za nim.
Niklaus zaśmiał się
pod nosem, po czym rzucił okiem na brata.
- Współczuję Pannie
Bennett, jednak czy nie zachowuję się trochę… - Klaus spojrzał na jej
przyjaciółki – dziwnie? – zapytał.
- Podobno nasz brat,
ją o coś prosił… - Elijah zawahał się. Caroline spojrzała nerwowo w dół,
wiedząc już o co chodzi. Bracia Mikaelson próbowali dowiedzieć się prawdy, gdyż
posłuchali Kol’a. Brat chciał wiedzieć czy jego służąca faktycznie uszyła
kreację o której mówił.
- O suknie – dokończył
Niklaus, wracając wzrokiem do Katherine.
- Katerino – zaczął
Elijah – Czy panna Bennett zrobiła to co Lord Kol jej kazał? – zapytał
spokojnie. Elijah potrafił zachować powagę w każdej sytuacji i najczęściej ten
jego spokój płoszył ludzi. Jego aura kusiła i każdy chciał mu się zwierzyć.
Dziewczyny przed nim nie były wyjątkami.
- Nie, Panie –
odpowiedziała udając smutek – Jednak moja przyjaciółka nie chciała by Lord Kol
się o tym dowiedział – Care rzuciła jej zdumione spojrzenie. Nie wierzyła, że
Pierce potrafi tak dobrze kłamać w obecności dwóch osób z rodziny królewskiej.
- Rozumiemy to w
zupełności – oznajmił Klaus trochę za chłodno, czym został skarcony przez
brata. – Oczywiście nie zdradzimy tej tajemnicy, prawda bracie? – skierował
pytanie do Elijah’y.
- Oczywiście, Niklaus
– zgodził się. – Katerino? – dziewczyna skinęła głową, rzucając rozbawione
spojrzenie Caroline, która przeklęła dzień w którym została służącą. Szatynka
oddaliła się w towarzystwie swojego pana.
- Katerino? – zawołał
Elijah, chwytając swój miecz i w dłoni oglądając go ze wszystkich stron, jakby
doszukując się jakiejś skazy na połyskującym żelazie.
Dziewczyna odłożyła
rzecz, którą oglądała i weszła do komnaty, po chwili patrząc na Lorda i
czekając na ewentualne rozkazy.
- Tak, Panie? –
czasami to samo zdanie tak irytowało Pierce, że miała ochotę walnąć się z
liścia w twarz. Im bardziej jednak korzystała z niego, niemal wypowiadała to
machinalnie. Automatycznie, tak naprawdę.
- Dlaczego panienka
Bennett, nie zrobiła tego, o co prosił ją Lord Kol? – zapytał zaciekawiony, po
kilku sekundach odkładając miecz na miejsce i spoglądając na Katerinę, która
zawahała się nim odpowiedziała.
- Obiecałam, że nie powiem, Panie – powiedziała w końcu, schylając delikatnie głowę i wpatrując się przez chwilę w ziemię. Jeśli Bonnie dowie się o tym to chyba ją zabije. Jak nie gorzej, oby się nie dowiedziała.
- Obiecałam, że nie powiem, Panie – powiedziała w końcu, schylając delikatnie głowę i wpatrując się przez chwilę w ziemię. Jeśli Bonnie dowie się o tym to chyba ją zabije. Jak nie gorzej, oby się nie dowiedziała.
- Rozumiem – Elijah
westchnął. Chciał wiedzieć dlaczego ta dziewczyna była taka… Tajemnicza i nigdy
prawie się nie odzywała. Była całkowitym przeciwieństwem Kateriny. Służąca
miała niezły temperament i własne zdanie, które często wypowiadała. Niebyło
dnia ani nocy, żeby Elijah nie zastanawiał się jak ona to robi. Jest sobą i nie
wstydzi się tego.
- Ale ona po prostu
taka jest – stwierdziła po chwili – To znaczy, nie jest za bardzo
przyzwyczajona do tego, że ktoś się nią specjalnie interesuje, Panie –
poprawiła się w samą porę.
- Lord Kol nie
interesuje się panną Bennett – oznajmił od razu Elijah, choć w głębi wiedział,
że coś jest na rzeczy. Prawdopodobnie jest to spowodowane ciągłym spędzaniem
czasu z Rebeką i Niklaus’em, którzy wprost uwielbiali denerwować Kol’a różnymi
zaczepkami. Najczęstszym tematem jednak była Bonnie Bennett – służąca jego
brata.
- Nie o to chodzi,
Panie – Katherine cicho się zaśmiała i nie zamierzała wyprowadzać go z błędu. –
Moja przyjaciółka uważa, że inni zasługują na to bardziej – wyjaśniła pogodnie.
Elijah westchnął po
raz kolejny i głęboko się zamyślił.
Bonnie nie bardzo
wiedziała co knuła jej przyjaciółka, ale przeczuwała, że nic dobrego. Kiedy
Katherine chciała potrafiła być naprawdę przebiegła. Ale to nie było
największym problemem Bennett, większym było udawanie przed swoim panem, że
zrobiło się to co kazał. Lord Kol miał jedną wspólną cechę z panienką Pierce,
mianowicie – kiedy chciał coś wiedzieć, dowiadywał się za wszelką cenę.
Mulatka poprawiła
swoją poszarzałą już suknię i zajęła się odkurzaniem komód w komnacie
Mikaelson’a, kiedy on w tym samym czasie rozmawiał ze swoją siostrą. Wydawali
się być tacy pogrążeni w rozmowie, że zupełnie nie zwracali uwagi na służącą,
która przez cały czas robiła to co do niej należało. W pewnej chwili blondynka
odwróciła się w stronę dziewczyny i zmierzyła ją wzrokiem.
- Bonnie Bennett? –
zapytała, na co brunetka odwróciła się. Była lekko przerażona perspektywą
rozmawiania z samą księżniczką. Co innego z własnym panem, którego można
powiedzieć znała.
- Tak, Pani? –
ukłoniła się, przerywając czynność, którą zawsze wykonywała z przyjemnością. To
znaczy, trzeba czerpać przyjemność z pracy jaką się wykonuje, prawda? Rebekah
skinęła jej głową. Ten sam gest od lat.
Kol przyglądał się obu
dziewczynom, ale wiedział, że jego służąca nie jest zadowolona faktem iż musi
mówić z jego siostrą. Nawet w tej sytuacji widział, że się nie lubią, choć
obydwie to ukrywały. Lub nie wiedziały o tym.
- Służysz u mojego
brata – mówiła wyniośle, choć z delikatnym uśmiechem – ale on chyba nie obrazi
się, jeśli cię porwę na chwilę lub dwie, prawda Kol? – spytała, kierując wzrok
na brata, który odwzajemnił uśmiech. Bonnie był ciekawa czy tylko ona
dostrzegła, że jest trochę sztuczny.
- Oczywiście, że nie –
dopóki nie spojrzał na przerażoną twarz dziewczyny, która mówiła sama za
siebie. Zrezygnowana schyliła twarz, wiedząc, że teraz to czeka ją istne
piekło, jednak kiedy panna Mikaelson była przy drzwiach, zatrzymał ją jednym
zdaniem – Jednak panienka Bennett jest mi teraz potrzebna i nie może ci pomóc.
– oznajmił udając smutek.
Dziewczyna spojrzała
na swojego pana, po czym na kamienną twarz Rebekhi. Teraz była pewna, że
księżniczka jest zła, ale odpuściła.
- Rozumiem –
powiedziała ostro, nie zaszczycając mulatki nawet jednym spojrzeniem – Może Elijah
będzie skłonny…pożyczyć mi swoją służącą – oświadczyła oschle i odwróciła się
na pięcie. Bonnie zastanowiła się i wreszcie przypomniała sobie, że przecież
służąca blondynki jest poza miastem. Odetchnęła z ulgą i wróciła do sprzątania.
- Współczuję Katherine
i Caroline – mruknęła z uśmiechem. Kol stał trochę w miejscu, po czym spojrzał
na Bennett.
- Nie ma za co –
powiedział do niej, na co ona odwróciła się i spojrzała z wdzięcznością na
szatyna.
- Dziękuję – ukłoniła
się trzymając suknie.
- Też im współczuję,
ale… - wziął do ręki miecz - …wątpię by Bekah chciała wziąć pannę Pierce, obie
szczerze się nienawidzą. – powiedział.
- Racja, Panie –
przyznała, na co chłopak wywrócił oczami. Przyjdzie czas, kiedy przestaniesz mnie
tak nazywać… - pomyślał. Na chwilę zatrzymał wzrok na dziewczynie, po czym odwracając
się i udając, że robi coś z mieczem, zapytał.
- Panno Bennett… -
zaczął – Czy byłaś już u krawcowej? – zapytał z chytrym uśmieszkiem. Dziewczyna
przerwała czynność, odwracając się do Lorda.
- Tak, Panie –
skłamała, jednak nie była w stanie dostrzec jego wyrazu twarzy – Byłam.
Caroline spotkała się
z resztą dziewczyn na dworcu. Spojrzała na nie z uśmiechem, po czym zerknęła
dyskretnie na chłopaków, którzy pogrążeni byli w rozmowie. Szturchnęła
ramieniem Katerinę, która jak zaczarowana wpatrywała się w kwiat, który
trzymała w ręce.
- Co? – spytała
nieobecna, a po chwili poczuła jak dwie pary oczu, wpatrują się w nią
przenikliwie. Oderwała bardzo niechętnie wzrok od kwiecia i spojrzała na
przyjaciółki.
- Rzucili na ciebie
urok? – zapytała rozbawiona Care, która jako jedyna z grupy, próbowała
podtrzymać rozmowę. Miała dość spędzania czasu z Lordem Klausem, a to, że Kath
i Bon są nieobecne duchem, bardzo ją denerwowało. Wręcz miała tego po dziurki w
nosie.
- Nie, po prostu… -
zerknęła na rzecz w ręku - …ten kwiat. Jest taki, hmm…Magiczny – Pierce mówiła
jakby bezsensu, ale Bonnie nie zwracała na to uwagi. Wyrwała jej kwiat z ręki i
zdeptała, co wywołało zdziwienie na twarzy dziewczyn.
- Hej! Dlaczego to
zrobiłaś!? – zapytała zła Katherine, patrząc z wyrzutem na mulatkę, to na
kwiatek. Bennett spojrzała na nią również trochę zła.
- To był narcyz. –
oznajmiła – Zdradziecki kwiat, pamiętasz?
- Bon, chyba nie
wierzysz w takie zabobony? – spytała oburzona, na co ona pokręciła głową i
odwróciła od niej wzrok. Może i wierzyła, ale ze względu na to jak ją
wychowano.
Niewiasty spostrzegły,
że trzej mężczyźni przestali rozmawiać i zmierzają ku nim. Bonnie nerwowo
spojrzała na ziemię i kiedy Lordowie do nich doszli, wszystkie się ukłoniły.
Teraz robiły to z przyzwyczajenia.
- Więc nasza siostra
jednak was nie porwała? – spytał Klaus, patrząc na wszystkie po kolei. Udało mu
się jakoś zatrzymać Caroline, wykręcając się tym, że panienka ma do zrobienia
kilka rzeczy, nie wiedział jednak jak wykręciła się reszta grupy.
- Nie, Panie – odparły
jednocześnie Katherine i Bonnie, po chwili rozbawione spoglądając na siebie.
Założyły ręce do tyłu.
- Czyli nasza siostra
nie będzie miała dziś humoru – powiedział z nie małym uśmieszkiem, spoglądając
na coś za dziewczętami. Nie minęła chwila, a jakaś z dziewczynek podbiegła do
Bonnie, wywołując jej niemałe zdziwienie. Pociągnęła ją za sukienkę, jakby
prosząc by za nią poszła. Bennett spojrzała na swojego Pana błagalnie, na co on
kiwnął głową, na znak zgody. Dziewczyna oddaliła się razem z dzieckiem, a Caroline rzuciła
zdziwione spojrzenie Katherine, która dziwie spoglądała na oddalające się
niewiasty.
- To córka Ayanny –
powiedziała, odrywając wzrok od służących – O co jej chodzi?
- Właśnie – Caroline
zupełnie nie zwracała uwagi na Mikaelsonów, którzy przyglądali się im i
słuchali ich wymiany zdań.
- Może coś się stało?
– zaproponowała Petrova, na co Care zwróciła na nią wzrok – Ayanna jest kuzynka
babci Bon – stwierdziła zaniepokojona. Forbes jak na rozkaz ruszyła w ich
kierunku, ale Kath w porę ją zatrzymała.
- Puść. Muszę się tego
dowiedzieć – mówiła zdeterminowana.
- Jeśli Bonnie, będzie
chciała nam powiedzieć, to powie – powiedziała dość pewnym głosem, na co
Caroline wytrzeszczyła oczy i spojrzała na nią jak na wariatkę. Czy ona nie
rozumiała, że Bon taka nie jest. Jeśli coś się stało zatrzyma to dla siebie i
Bóg wie, kiedy to z siebie wydusi. Jednak Care westchnęła i wyszarpała rękę,
stając i patrząc na dwie dziewczyny.
- Caroline, kto to
był? – zwrócił się Lord Kol do blondynki, która dopiero po tym pytaniu
zorientowała się jaka gafę popełniła. Pacnęła się otwartą dłonią w twarz, po
czym wzięła głęboki wdech.
- To była kuzynka,
mojej drogiej przyjaciółki, Panie - za Forbes odpowiedziała Katherine, która
zauważyła, że Caroline nie da rady odpowiedzieć. Po chwili Bonnie wróciła, ale
jakaś bardziej zgaszona. Posłała ostrzegawcze spojrzenia Kath i Care, po czym
spojrzała na trzech mężczyzn gapiących się na nią. Postanowiła ich ignorować,
choć nienawidziła być w centrum uwagi. To było dla niej niezręczne.
- Czego ona od ciebie
chciała, Bon? – zapytała w końcu Caroline, po czym została skarcona wzrokiem
przez Katerinę. Bennett uśmiechnęła się słabo. Zauważyła, że trzej Lordowie
odeszli trochę dalej, dając niewiastom trochę prywatności.
- Nic ważnego –
powiedziała łamiącym głosem, po czym wzięła wdech i wydech i kilkakrotnie
zamrugała by nie pozwolić spłynąć łzom po policzkach. – Naprawdę – próbowała je
przekonać. Nie chciała zacząć płakać, nie przy braciach Mikaelson. Caroline
spojrzała na nią współczująco, po czym podeszła i przytuliła mocno mulatkę,
próbując trochę uspokoić. Pierce ukradkiem zerknęła na Elijah, który rozmawiał
z resztą lordów, najwyraźniej widząc całe zajście. Próbował utrzymać uwagę
chłopaków na sobie, widząc spojrzenie dziewczyny.
- Hej, Bon nie płacz –
powiedziała w miarę cicho – Oni zaraz tu przyjdą.
Służące oderwały się
od siebie w samą porę.
- Panienko Katerino –
Elijah zawołał swoją służącą, po czym wraz z nią oddalił się. Bonnie zauważyła,
że na balkonie stoi księżniczka. Prawdopodobnie cały czas je obserwowała.
Forbes również tam spojrzała, ale nie bardzo przejęła się Rebeką. Miała ją
przysłowiowo gdzieś i nic nie mogło zmienić jej zdania. Uśmiechnęła się do
przyjaciółki pokrzepiająco.
- Klaus, czy tylko mi
się wydaje czy Bekah faktycznie nie ma dziś humoru? – spytał rozbawiony, po
czym uśmiechnął się do Bennett.
- Nie wiem, Kol –
westchnął – Już straciłem ochotę na rozszyfrowywanie jej nastroju – powiedział,
po czym zwrócił się do służących – Panno Forbes, Bennett. Możecie odejść, w
razie czego wezwiemy was – powiedział ruszając wraz z bratem w stronę stajni.
Ewnie będą teraz robić to co codziennie. Jeździć na koniach, walczyć mieczami…
Dziewczyny znały ich plan dnia prawie, że na pamięć.
- Chodź Care – chwyciła
ją za rękę i pociągnęła w stronę zamku.
Kiedy Kol po raz
kolejny nie zdołał uchylić się przed ciosem, Klaus musiał przyznać, że coś z
nim nie tak. Przecież Kol od zawsze był jednym z najlepszych rycerzy
władających mieczem.
- Jesteś rozkojarzony,
bracie – zaśmiał się Niklaus – Czyżby ktoś aż tak zawrócił ci w głowie? –
spytał pomagając mu wstać. Kol potrząsnął głową przecząc. Nie umiał się skupić
bo ciągle w głowie miał słowa Bonnie. „Byłam…”. Teraz wiedział, że kłamała, ale nie
potrafił odgadnąć dlaczego. Miał nadzieję, że może Klaus lub Elijah się
dowiedzą, ale nie.
- Po prostu jestem
zmęczony i tyle – wykręcił się, po czym przygotował miecz choć przeczuwał, że
znowu jego brat wygra. Nie mylił się. Po raz kolejny upadł na ziemię, tym razem
wywołując czyjś śmiech. Warknął pod nosem i spojrzał na… Rebekhę? Podniósł się
w błyskawicznym tempie.
- Już to widzę –
prychnęła unosząc długaśną suknie do góry i podchodząc do swoich braci.
- Jesteś tu w
konkretnym celu czy tylko po to by mnie denerwować? – zapytał złośliwie,
podnosząc z trawy miecz i chowając go do pochwy. Blondynka westchnęła i omiotła
ich spojrzeniem.
- Przyszłam by
dowiedzieć się, kiedy wreszcie przyjdziecie do zamku? – spytała zirytowana,
nadal trzymając suknie. – Matka musi wam coś powiedzieć – oznajmiła po
sekundzie. Klaus również schował miecz i ruszył za odchodząc już siostrą. To
samo uczynił najmłodszy Mikaelson, choć nie był zadowolony faktem, że idzie na
spotkanie ze swoja matką.
Bennett zjadła
wszystko co było na talerzu i czekała aż Caroline skończy swój posiłek. Oparła
się o krzesło i upiła łyk wody, którą miała postawioną przed nosem. Nie odważyła się jednak spojrzeć w drugą
stronę by nie patrzeć na Finn’a – najstarszego z Mikaelsonów. Przy jego boku
zawsze dało się zobaczyć rudowłosą kobietę, której Bon nie znała imienia.
Wiedziała tylko, że od zawsze była przy nim i uśmiechała się najszczerzej ze
wszystkich dam na tym dworze. W gruncie rzeczy mulatka bardzo ją polubiła, choć
nigdy nie zamieniła z nią choćby zdania. W pewnej chwili zaważyła, że od
jakiegoś czasu nie może się ogarnąć. Ciągle miała mętlik w głowie i nawet Care
potrafiła bardziej pozbierać myśli od niej.
- Więc, co od ciebie
chciała Diana? – zapytała, kiedy skończyła jeść Caroline, mając na myśli
córeczkę Ayanny. Bon niechętnie odezwała się, wiedząc, że jeśli nie powie
prawdy dziewczyna będzie ją nękać do końca życia.
- Powiedziała, że moja
babcia czuje się coraz gorzej – wzruszyła ramionami – I potrzebuje więcej
opieki niż kiedyś – dorzuciła smutna. Nawet jeśli by chciała, to nie może jej
tego dać. Cały czas była w zamku i tylko noce spędzała w domu.
- Może poproś Lorda
Kol’a by dał ci więcej czasu wolnego – zaproponowała przejęta. Uwielbiała
przebywać z babcią przyjaciółki. Sheila Bennett była zawsze bardzo uprzejma dla
niej i Katherine, uwielbiała opowiadać różne historię. Najbardziej uwielbiała bajkę
o zamku Avalon i Camelocie…
- Przecież wiesz jacy
oni są – westchnęła przygnębiona. Zaczęły więc rozmawiać na inny temat. Nie
bardzo więc zwracały uwagę na innych gości w jadalni. Nie zauważyły też, kiedy
rudowłosa dziewczyna podeszła do nich i usiała kolo Bennett. Trąciła ją lekko
ręką i w ten sposób zwróciła na siebie uwagę. Dziewczyny miały wstać i oddać
jej pokłon, kiedy ona zatrzymała je ręką i z uśmiechem zaczęła mówić.
- Dziewczyny, nie,
proszę – zaśmiała się serdecznie. – Nie jestem księżniczką byście mnie tak
traktowały – powiedziała skromnie, po czym upiła łyka wina.
- Ależ jesteś z Lordem
Finn’em, Pani – zdziwiła się Caroline, która była o dziwo mniej zdumiona jej
nagłym przybyciem.
- Bycie z Finn’em nie
robi ze mnie kogoś ważnego – dama poczuła się trochę urażona, ale po chwili
znowu z uśmiechem i iskierkami w oczach zwróciła się do obu piękności – Proszę mówcie
mi Sage.
Służące musiały
przyznać, że imię dziewczyny było wyjątkowe. Idealnie pasowało do jej wyglądu i
gdyby przyjrzeć się bliżej także charakteru. Caroline zazdrościła jej urody i
ubioru. Sage miała piękne i bujne rude włosy i ubrana była zawsze w ciemnoczerwone
suknie lub ciemnopomarańczowe. Na dworze każdy ją uwielbiał i obdarzał
szacunkiem. Nic dziwnego, że Lord Finn się w niej zakochał. Niejedni oglądali się
za nią i uśmiechali na sam jej widok.
- Myślałam, że jesteś
jak reszta – powiedziała Bonnie, ciesząc się, że jest jakaś osoba do której nie
musi mówić „Pan” lub „Pani”.
- Ja też – przytaknęła
Forbes.
- Cieszę się, że was
zaskoczyłam – odpowiedziała uśmiechem – Właściwie jestem tu w pewnej sprawie –
powiedziała trochę zawstydzona.
- Jakiej? – dopytywała
zaciekawiona Caroline i popatrzyła znacząco na przyjaciółkę
- Potrzebuję pomocy w
przygotowaniu przyjęcia – zaczęła – Królowa prosiła by było huczne.
- Ale dla kogo to
przyjęcie? – spytała Bonnie.
- Dla księżniczki
Rebekhi Mikaelson, ma urodziny w przyszłym tygodniu – poinformowała Sage z
zakłopotaniem. Dziewczyny już chciały się nie zgodzić, ale nie mogły wydusić
tego słowa. Oczy Sage błagalnie na nie spoglądały i jedyne co mogły powiedzieć
to…
- Pomożemy ci. Uwielbiam
organizować przyjęcia – zaoferowała się Caroline, po czym Bonnie oznajmiła, że
i tak nie ma nic innego do roboty.
- Dziękuję –
powiedziała z uśmiechem, po czym spojrzała na drzwi. Nagle rozległy się głosy i
wrota odtworzyły się z hukiem…
___________________________________
Zdaje mi się, że wszystko źle napisałam :( Proszę o szczere opinię. Btw, czy kiedyś rósł wam ząb mądrości? Bo mi rośnie i nie wiem czy to dobrze czy źle. Więc tak, jeśli czegoś nie zrozumieliście napiszcie.
Pozdrawiam
Julia <3