- Tak Panie? –
powiedziała chcąc już odejść. Spojrzał na nią rozbawiony i kiedy chciała się
ukłonić, złapał ją za ramiona, powstrzymując. Zdziwiła się i schyliła głowę.
Kiedy z była z nim sama, płoszyła się – Życzysz sobie czegoś jeszcze? –
zapytała.
- Właściwie…Tak – uśmiechnął
się przebiegle – Przestań nazywać mnie „Panem” – rozkazał, na co dziewczyna
spojrzała na niego nerwowo.
- Obawiam się, że jest
to niemożliwe, Panie – na jej szczęście, głos jej się ani razu nie załamał.
Westchnął zirytowany jej uparciem.
- Bonnie…
- Jestem służącą, nie
wolno mi się odzywać inaczej do ludzi, tak wysokiego statusu, Panie – oznajmiła
trochę smutno, próbując zakryć emocje. Jednak on jak zawsze potrafił ją
odszyfrować. Widział, że nie bardzo dumna jest ze swojej pozycji.
- Rozumiem –
oświadczył – Jednak… - wcisnął w jej rękę kilka woreczków pełnych denarów i z
uśmiechem patrzył na jej jeszcze bardziej zdziwioną twarz -… proszę byś poszła
do krawcowej i poprosiła ją by uszyła ci piękną suknię, na mój rozkaz, dobrze?
– otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła, nie mogąc nic z siebie wykrztusić,
więc tylko pokiwała głową, na znak zgody – Możesz odejść.
Zamrugała
kilkakrotnie, po czym skłoniła się i wyszła z jego komnaty
- Czy pragniesz czegoś
jeszcze, Panie? – zapytała blondynka, jak zwykle uśmiechnięta. Blondyn spojrzał na nią i spojrzał w jej oczy.
Miały błękitną barwę. Jej ubranie nie było, takie jakie u prawdziwych dam,
oczekiwano. Nie mniej, wyglądy na tym zamku jak szmaty.
- Nie, Caroline.
Myślę, że to wszystko. – oznajmił, po
chwili.
- Czy mogę zatem już
odejść? - zapytała ponownie, przypatrując się jak mężczyzna zdejmuje pas z
mieczem. Mimo wszystko oderwała od niego wzrok i spojrzała na okno, wyczekując
odpowiedzi.
- Tak, tylko upewnij
się, że nikt cię czasem nie śledzi – ostrzegł, na co dziewczyna w myślach,
prychnęła. Wyszła wcześniej się kłaniając. Nienawidziła, tych jego zaczepek.
„Uważaj” i tym podobnych.
- Katerino? –
dziewczyna skrzywiła się na dźwięk swojego prawdziwego imienia. Nie lubiła
kiedy ktokolwiek ją tak nazywał. Dawno zmieniła imię, nie rozumiała dlaczego
nikt nie może tego uszanować.
- Tak Panie? –
Katherine, wstała z ziemi i spojrzała na mężczyznę.
- Byłaś ostatnio u
mojego brata? – spytał ciekawy. Służąca zdziwiła się i pokręciła głową.
Zastanowiła się jednak przez chwilę, patrząc w podłogę. Wzruszyła ramionami.
- U lorda Klausa czy
lorda Kol’a? - spytała, chcąc się upewnić. Małe prawdopodobieństwo, że chodziło
o lorda Finn’a. Od kiedy pamiętała, brat mężczyzny jeszcze nigdy nie był
tematem poruszanym przez niego. Nawet jego młodsi bracia o niego nie pytali.
Wszystkie trzy, Caroline, ona i Bonnie były służącymi na dworze króla
Mikaelsona oraz przyjaźniły się od małego. Wiedziały o wszystkim.
- A byłaś u któregoś?
– zapytał ściągając koszulę i kładąc ja na komodzie. Dziewczyna szybko się
odwróciła. Nie wypadało by gapić się na swojego pana. Nawet ona to wiedziała.
- Nie, Panie –
odpowiedziała – Czy mogę odejść?
- Oczywiście Katerino
– odparł. Ciemnowłosa ukłoniła się i szybko zniknęła.